AŻ PO ŚWIT! – SOBOTA, 21 CZERWCA
- rozstaje
- 21 cze
- 5 minut(y) czytania

Zabawa aż po świt – tak określa się zazwyczaj metaforycznie szczególnie udane spotkania, którym towarzyszy muzyka. Tym razem nie ma w takim wyrażeniu żadnej przenośni, sobotni przebogaty program tegorocznego festiwalu Etno Kraków/Rozstaje znalazł swoje dopełnienie, gdy nad miastem, nad Wisłą wstawał dzień.
Warto zreferować wszystkie wydarzenia tego dnia w chronologicznej kolejności, nie tylko dlatego, że takie było ich czasowe następstwo, ale i z tej przyczyny, że układały się one w piękną, logiczną całość, z narastającymi emocjami i wrażeniami. Najpierw więc były spotkania, warsztaty, próby – dla tych bardziej zaangażowanych czy „wtajemniczonych” w szeroko rozumiane interpretowanie tradycji, potem zachęta do współuczestniczenia i nauki – kierowana do wszystkich chętnych, w każdym wieku, dalej: swoista kulminacja, a więc koncerty – spektakularne, plenerowe i w klubie, aż po jedyne w swoim rodzaju ukoronowanie, podsumowanie zdarzeń, gdy wstawał świt.
Dla każdego coś…
Od południa trwały zajęcia warsztatowe w klubie Strefa Nowa i w Spółdzielni Muzycznej. Swe ostatnie otwarte próby przed wieczornym popisem koncertowym odbywała Orkiestra Festiwalowa EtnoKraków/Rozstaje – Garnitur 4.0 pod przewodnictwem Marii Stępień. Z kolei warsztaty poświęcone pieśniom Roztocza prowadziła Agata Harz, znana choćby z występującego dzień wcześniej zespołu Wędrowiec. Gwarno było też na Łące na Wesołej, gdzie rozpoczęła swą aktywną działalność EtnoWioska: Szkoła Żywych Tradycji. Tam zarówno dorośli jak i najmłodsi mogli obejrzeć, podejrzeć, ale i nauczyć się m.in. jak tworzyć zabawki i dekoracje z wikliny, hafty na drzewach, kwiaty filcowane z wełny czy obrazki na szkle. Nieopodal w Aptece Designu Zosia Zaborowska i Kacper Siejkowski, znani z zespołu Łada, zaprosili na projekcję zatytułowaną Balkan Polyphony, podczas której prezentowali filmy z własnych wypraw etnomuzykologicznych.
Garnitur
Sobota była dniem koncertów plenerowych, które odbyły się – oczywiście – na Łące na Wesołej. Jako pierwsza na scenie pojawiła się wspominana już festiwalowa Orkiestra na Rozstajach. Jak już wiedzą bywalcy wcześniejszych edycji festiwalu, dawniej na wsi garniturem nazywano cykl tańców granych po sobie bez przerwy – od najwolniejszego do najszybszego. Do takiej formuły odwołuje się Maria Stępień ze swym kilkunastoosobowym zespołem proponując cykl tanecznych melodii z różnych zakątków Polski. Próby odbywali od maja, ich ciężka wspólna praca przyniosła znakomite efekty, czego byliśmy świadkami w sobotni wieczór. Muzyce i śpiewom towarzyszyły tańce korowodowe publiczności pod sceną, chodzonego na Łące na Wesołej poprowadziła Joanna Słowińska. Koncert orkiestry był wyrazem naturalności, bezpretensjonalności i spontaniczności, a jednocześnie – bardzo dobrego rzemiosła i wielkiego zaangażowania ze strony wszystkich jej uczestników. Nic dziwnego, że całość tak podobała się Krakowianom.
Młoda siła
Tymczasem okazało się, że temperatura muzycznych wydarzeń na plenerowej scenie miała dalej rosnąć. Przed słuchaczami pojawili się bowiem oczekiwani z wielkim zainteresowaniem artyści z Kinszasy – Kin'gongolo Kiniata, promujący swój tegoroczny debiutancki album Kiniata. To przedstawiciele młodego pokolenia, którzy z jednej strony nawiązują do piękna lokalnej tradycji, śpiewając w językach lingala i bantu, z drugiej – proponują całkiem nowoczesne granie, a dodatkowo wzmacniają je mocnym, społecznym przekazem. Ich twórczość jest bowiem dramatycznym wołaniem przeciwko trwającej od trzydziestu lat wojny domowej w Kongo i pladze bezdomności, jest dopominaniem się o godność człowieka. To zarazem pieśni o nadziei i wytrwałości.
Publiczność reagowała bardzo gorąco nawet zanim zabrzmiały pierwsze dźwięki, zachęcona przez Krzysztofa Trebunię wywoływała muzyków na scenę. A potem rozpoczęła się szalona zabawa. Usłyszeliśmy w sobotni wieczór dynamiczne, żywiołowe, ale i melodyjne granie, także mocno osadzone w rytmie, aż trzej muzycy kwintetu odpowiadali za instrumenty perkusyjne.. Członkowie Kin'gongolo Kiniata proponują świeże spojrzenie na tradycyjną afrykańską rumbę, dodając do nie elementy afro-popu, wyrazistej elektroniki, a chwilami niemal punkowej energii. Również ten koncert należy widzieć w perspektywie powrotów – to bowiem bezpośrednie nawiązanie do dokonań kongijskich mistrzów i legend: Konono Nº1, Kasai Allstars i Staff Benda Bilili. Podobnie jak inni wykonawcy z tego kraju, sobotni goście festiwalu niektóre instrumenty, zwłaszcza perkusjonalia, tworzą sami z recyklingowanych materiałów. Koncert bardzo podobał się licznie zgromadzonej na Łące publiczności.
Ogień Skowronków
Nawiązując do motywu przewodniego Rozstajów 2025: jednym z najbardziej spektakularnych powrotów na festiwalową scenę był kolejny występ: legendarnego – tak, to nie retoryczna przesada – zespołu Fanfare Ciocărlia. To słynna w świecie romska orkiestra dęta z wioski Zece Prăjini w północno-wschodniej Rumunii. Na Rozstajach grali już przed laty dwukrotnie. Tym razem promowali swój najnowszy, wydany kilka tygodni temu album The Devil Rides Again! W sobotę na Łące na Wesołej przekonaliśmy się po raz kolejny jak nieprawdopodobnie żywiołowa, dynamiczna i energetyczna jest muzyka rumuńskich artystów. To prawdziwy ogień. Jeśli dodamy do tego niesamowitą precyzję grania i oszałamiające tempo niektórych utworów, otrzymamy szkicowy obraz muzyki tej fantastycznej formacji. Fanfare Ciocărlia – zespół, którego nazwę można tłumaczyć jako „pieśń skowronka” rozpoczął od autorskiej interpretacji standardu I Put A Spell On You, a potem jeden po drugim płynęły świetne utwory, znane z repertuaru grupy – ze skarbca muzyki Karpat, Półwyspu Bałkańskiego, ale też niektóre nawiązujące do popularnych zachodnich przebojów. Publiczność bawiła się wspaniale: tańcząc, skacząc, kołysząc się, a także chóralnie śpiewając razem z zespołem. To był kolejny koncert nie do zapomnienia.
Podlasie Bounce
A kiedy wydawało się, że o większe atrakcje już trudno, organizatorzy zaprosili publiczność na pierwszy punkt tradycyjnej Nocy Pieśni do klubu Strefa Nowa. Tam wystąpili, pozostający w żywiołowym dialogu z własną tradycją, członkowie duetu Sw@da & Niczos. Sławę przyniósł im udział w eliminacjach do telewizyjnego konkursu Eurowizji, ale przecież oboje to postaci doświadczone na muzycznych scenach – również folkowych. Dla śpiewającej Niki Jurczuk był to – nomen omen – powrót na festiwal Rozstaje, na którym koncertowała już zespołem Hajda Banda. Obsługujący elektroniczne instrumentarium Wiktor Szczygieł ma na koncie m.in. wspólne elektro-folkowe nagrania z Karoliną Cichą i laury na festiwalu Nowa Tradycja. Kiedy zabrzmiały pierwsze, niskie, basowe elektroniczne dźwięki, ściany klubu Strefa Nowa nieomal zadrżały, publiczność zaś zafalowała w wielkim uniesieniu – i znów taniec łączył się ze wspólnymi śpiewami. W graniu duetu nowoczesne elektroniczne, klubowe brzmienia udanie splatały się z tradycyjnymi (oraz współczesnymi) melodiami i tekstami wykonywanymi po podlasku. Artyści swój styl określają terminem Podlasie Bounce. W Krakowie przyjęty został świetnie.
Ogień i woda
Dopełnienie Nocy Pieśni w tym jednym, wyjątkowym w roku, momencie letniego przesilenia znalazło swe miejsce na Bulwarze Poleskim o godzinie 3:30. Wtedy to odbył się oczekiwany przez wielu Koncert o świcie, wieńczący również tegoroczne Wianki w Krakowie. Był on z pewnością jednym z najbardziej niezwykłych doświadczeń dla wszystkich jego uczestników – choć dodajmy, że miał miejsce przecież nie po raz pierwszy w ramach festiwalu EtnoKraków/Rozstaje.
Na początek zabrzmiała trąbka niespodziewanego i niezapowiadanego wcześniej gościa, Przemka Sokoła – dźwięki jego instrumentu miały zresztą jeszcze powracać, a tuż potem ruszyły ku sobie z pochodniami, idąc z dwóch stron grupy wokalno-obrzędowe od północy: prowadzona przez Joannę Słowińską, od południa: przez zespół Łada. Wszyscy artyści (głównie artystki) spotkali się przy płonącym ognisku i tam, wokół niego, płynęły pieśni Torgeira Vassvika – pieśni ludu Saami inspirowane rytuałami szamańskimi oraz pieśni polskie i słowiańskie. W tej naturalnej scenografii ujmująco trafnie nawiązywały do symboliki ognia i wody, do tradycji świętojańskich, kupalnych, sobótkowych. Kilkusetosobowa publiczność reagowała bardzo żywiołowo, bo też było to spotkanie niezwykłe, mające w sobie charakter rytuału, wprost przywołujące dawne praktyki i dawne muzykowanie. Koncert kończył się długim wspólnym śpiewaniem, gdy nad miastem wstawał kolejny dzień.
[ Tomasz Janas ]





Komentarze